piątek, 13 marca 2015

50 twarzy Greya - czyli dlaczego oglądamy filmy?



Miesiąc temu internet huczał od opinii na temat filmu, które zelektryzował wszystkich. Połowa uznała go za największe dzieło kinematografii, a druga połowa się z nich śmiała (ciekawe, czy wiedziała kim był Grotowski?). Jak emocje opadły postanowiłam obejrzeć ten film. Z bardzo prostego powodu, ja po prostu oglądam bardzo dużo filmów. Bardzo różnych. Wiele lat po szaleństwie Zmierzchu poświęciłam 2 dni na obejrzenie 4 filmów o wampirach. Co ciekawe, moja tolerancja rosła z kolejną częścią od nagród Złotych Malin jakie otrzymał, ale obejrzałam. Mój świat się od tego nie zawalił a uwielbienie czosnku nie zmieniło. Podobnie było z tym filmem. 

Jak wiecie, w polskiej i światowej kinematografii jest parę klasyków. Parę filmów, które zmieniły oblicze postrzegania tego co i dlaczego oglądamy na ekranie. Ale by ileśdziesiąt mądrych krytyków mogło wyłonić z milionów filmów i filmików to na czym potem się wzorują zastępy aktorów i reżyserów, musieli mieć z czego wybierać. Znacie Obywatela Kane'a? Oglądaliście Tam gdzie rosną poziomki? Znacie wszystkie części Obcego i Gwiezdnych Wojen? To są klasyki w swoich gatunkach. Takie filmy, o których ludzie będą się uczyć i oglądać za 100 i 200 lat. Grey wśród nich się nie znajdzie. Powstały lepsze i gorsze filmy erotyczne, który przy okazji premiery pokazywał każdy szanujący się portal. Intymność, 9 piosenek czy nawet Nimfomanka. Filmy na granicy pornografii, które łamały kolejne granice tabu. Tego co można pokazać na ekranie kina i tego co powinno pozostać na zawsze w odmętach RedTube'a. Grey powstał dla rozrywki. To bajka. Mamy księcia w helikopterze, przepiękny apartament i to coś. Marzy o tych mnóstwo kobiet na całym świecie. To że bajka nie jest tak prosta jak by się chciało dodaje tylko możliwości interpretacyjnych tym, dla których bieganie od pokoju zabaw do lotu szybowcem jest zbyt płytkie.

Nie czekam z niecierpliwością na kolejne części. Jak się pojawią to zapewne je obejrzę. Jako rozrywkę. A wszystkim tym, co wieszają psy na tym filmie narzekając jaki był zły polecam nie tracić czasu na rozpisywanie się nad poziomem Greya tylko obejrzeniem Mandarynek. W tym roku obok Idy były nominowane do Oscara ale na światowych festiwalach nie zdobyły tylu nagród co polski film i jego rosyjski konkurent. Zamiast psioczyć na rozrywkowy film romantyczny / obyczajowy jak zwał tak zwał poszukajcie czegoś ambitniejszego. Wszystkim to wyjdzie na dobre.

czwartek, 12 marca 2015

Kim był Grotowski?

wikipedia
 
Internet się podzielił. Połowa wylewa wiadro pomyj na dziennikarkę, Polkę, która się skompromitowała przed gwiazdą Hollywood ze znajomości historii teatru XX wieku. Druga połowa, dziwi się jak można oczekiwać od kogoś dla kogo wywiad z Ryanem Goslingiem i podryw przez Russella Crowe jest szczytem osiągnięć zawodowych. Trzecia połowa nie wie kim był Jerzy Grotowski, a ponieważ nie każdy zna się na fizyce kwantowej, nie zna małp naczelnych do najmniejszego gatunku i nie odróżnił by śledziony od wątroby to i Anna Wędzikowska mogła sobie pozwolić na to chwilowe zaciemnienie umysłu. 

Ale ja nie będą oceniać Wędzikowskiej jako dziennikarki telewizji śniadaniowej, ale jako aktorki, do której niewątpliwie aspiruje. Nie wiem, czy wiecie, ale skończyła między innymi szkołę aktorską Machulskich. Poznałam paru absolwentów tej szkoły, którzy szczycą się tym, że to jedyna, prywatna szkoła aktorska, kończąca się uznanym przez ministerstwo tytułem aktora zawodowego (poza 4 szkołami publicznymi w Warszawie, Łodzi, Krakowie i Wrocławiu, plus oddział AT w Białymstoku). Wynika z tego, że Anna Wędzikowska jest aktorką. Aktorką zawodową. Każdy wie co się stało z aktorstwem zawodowym w Polsce (i zapewne na świecie też), odkąd gwiazdami telewizji zostały Mroczki i Cichopki a absolwenci szkół aktorskich trafili do teatrów - to takie miejsca, gdzie się kupuje bardzo drogie bilety, by obejrzeć bardzo dziwne spektakle, których nikt nie rozumie.

To czy aktorce zawodowej powinno być wstyd, że nie zna Grotowskiego, który jest absolutnym kanonem jeśli chodzi o wiedzę o teatrze (ciekawe, czy zna Tadeusza Kantora) to jest jej sprawa. Pewnie kiedyś jej się obił o uszy ale szybko zapomniała (choć nie chce mi się wierzyć), albo uciekła z zajęć na których był omawiany (to już prędzej) albo szkoła Machulskich sama nie wie kim był Grotowski i nie wprowadza swoich studentów w arkana tajemnej wiedzy dotyczącej reżysera, o którym wie cały świat, oprócz aktorów zawodowych z Polski. 

Jak nie wiecie kim jest Grotowski to się nie martwcie. Osobom niezwiązanym z teatrem ta wiedza nie jest specjalnie do szczęścia potrzebna, ale jeśli jednak chcielibyście się dowiedzieć to zapraszam na stronę grotowski.net tam się wszystkiego dowiecie.

środa, 4 marca 2015

Jak posklejać lustro?



Wstawała codziennie między 6:00 a 6:15.Po wyjściu z pokoju szła do łazienki na poranną toaletę. Po kilkunastu minutach szła do kuchni. Zaparzała sobie kawę, jadła kanapkę z serem i pakowała lunch do pracy. Potem wracała do pokoju po torebkę i służbowe dokumenty i wychodziła do przedpokoju. Ubierała buty, płaszcz i szła do pracy. Za sobą zostawiała lustro. Stało między przedpokojem a łazienką, między jej sypialną a kuchnią. Lustro na całą ścianę. Ani razu na nie nie spojrzała.

W tramwaju. W metrze. W autobusie. W pracy. W autobusie. W metrze. W sklepie. W tramwaju. Tam patrzyło na nią wiele osób. W pracy się już przyzwyczaili i przynajmniej nie byli zbyt nachalni. Ot czasem nowe osoby na nią spojrzały i odwracały wzrok.Najgorzej było na ulicy. Podchodziły do niej obce osoby informując o tym, o czym wiedziała najlepiej, ale nie chciała słyszeć.

Wszyscy są tacy mądrzy. Tyle mają dla niej rad. A tak na prawdę nie wiedzą nic. Ona wie jak wygląda, ale wolałaby nie wiedzieć. "Może coś z tym zrobisz?" mówią.

Pewnego dnia wstała. o wyjściu z pokoju szła do łazienki na poranną toaletę. Po kilkunastu minutach szła do kuchni. Zaparzała sobie kawę, jadła kanapkę z serem i pakowała lunch do pracy. Potem wracała do pokoju bo torebkę i służbowe dokumenty i wychodziła do przedpokoju. Ubierała buty i płaszcz. Przed wyjściem do pracy, zbiła lustro.

Więcej - klik

niedziela, 22 lutego 2015

Pożegnania - mistyczny sposób żegnania zmarłych


Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że "Pożegnania" to jest film absolutnie unikatowy, nie tylko ze względu na tematykę o jakiej opowiada. Można w nim znaleźć kwintesencję japońskiej, spokojnej kinematografii, gdzie nie słowa stanowią o głównym przekazie.

Zacznijmy więc od filmu.

Wiolonczelista Daigo traci pracę z powodu rozwiązania jego orkiestry. Powraca z żoną do rodzinnego miasteczka i tam zaczynają wszystko od nowa. Pewnego dnia znajduje w prasie ogłoszenie zatytułowane "Pożegnania". Daigo w nadziei, iż znalazł pracę w agencji turystycznej odpowiada na ogłoszenie i wkrótce pojawia się na rozmowie. Pracę otrzymuje natychmiast po przekroczeniu progu...zakładu pogrzebowego. Były muzyk zostaje "nokanshi" i przygotowuje ciała zmarłych do pochówku.



Cały film w sposób niezwykle spokojny i stonowany balansuje na granicy życia i śmierci ukazując tajemnicze przejście do innego świata sposób bardzo mistyczny. Daigo przechodzi pod skrzydła mistrza, któremu asystuje przy przygotowaniach zmarłych i jest świadkiem uczuć towarzyszącym rodzinom zmarłych. Obserwujemy tam zarówno płacz i złość jak i sytuacje niezwykle zabawne. Ciekawym bohaterem filmu jest żona Daigo. Dla mnie jest to jeden z najlepszych przykładów kobiet, które wspierają swojego męża w profesji, którą trudno im zrozumieć.

Historia Japończyka to nie tylko fikcja literacka. Na czym polega proces przygotowania zmarłych?

Jeśli zmarłym jest mężczyzna najpierw się go goli a następnie przygotowuje make - up, który jest taki sam dla obu płci. Następnie osoba zmarła jest myta i przebierana. Potem zmarłego się umieszcza w trumnie. Całemu procesowi przygląda się jego rodzina, która nie widzi ani skrawka nagiego ciała zmarłego. Cały rytuał jest wykonywany z elegancją i perfekcją ruchów.Cały mistycyzm towarzyszący przygotowaniu zmarłego wydaje się zbędny we współczesnej Japonii. Zgodnie z krajowym prawem, każde ciało musi być poddane kremacji (jest to wynik ogromnego przeludnienia tradycyjnych cmentarzy), co wymaga jedynie bardzo podstawowych przygotowań. Jaki jest w takim razie cel tego rytuału? Przede wszystkim jest to przejaw głębokiego szacunku wobec osób zmarłych i ostatnie wsparcie jakie można im okazać na trasie do nowego świata. Nokanshi udowadniają, że osoba po śmierci nie jest pozostawiona sama sobie, ale ostatnie chwile w ziemskim ciele spędza w otoczeniu rodziny i głębokiego spokoju.

Jednak to co dla wydaje się poważanym zawodem w Japonii jest odbierane gorzej niż zawód grabarza. Nokanshi często ukrywają swoje prawdziwe profesje i nie przyznają się do pracy ze zmarłymi. Do ich obowiązku należy także utrzymanie perfekcyjnej higieny i regularne poddawanie się szczepieniom. Wiele osób także twierdzi, że zawód Nokanshi, nie jest już w Japonii obecny.

Poniżej wkleiłam filmik ilustrujący proces przedstawiony w japońskim obrazie. Minimalizm i towarzysząca mu muzyka niemalże idealnie oddaje charakter całego filmu.



Film "Pożegnania" w 2009 roku otrzymał Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. 

wtorek, 3 lutego 2015

Tylko czekał, aż wszystko się samo ułoży.

źródło


Miał 40 lat. Za sobą zostawił rozwód, dwójkę wcale niemałych dzieci, pracę taką sobie i wyszedł z domu. Czy gdyby kilkanaście lat temu wiedział jak się jego potoczy to czy wszedłby do tego sklepu jeszcze raz? Kupiłby ten naszyjnik dla żony? Zacząłby rozmowę na temat niesprawnego samochodu sprzedawczyni? Nie wiadomo. Tak czy owak, nie mógł tego czasu cofnął i co się stało to się nie odstanie. Wiedział też, że nie miał co wracać do kochanki, która długo czekała jako ta druga. On też czekał, aż wszystko się samo ułoży. Cóż, jak widać nic się samo nie układa, a jak się nawarzyło piwa to trzeba go wypić. Nawet jeśli niedobre i z taniego browaru.

Zostawił za sobą dom, który wspólnie z żoną zaprojektowali. Mieli 25 lat kiedy się pobrali. Ani za dużo, ani za mało. Może tylko za szybko, bo po zaledwie 6 miesiącach znajomości. Nie wiedzieli o sobie wiele, ponad to, że zawsze chcą być razem. Szybka znajomość, szybki ślub, długie czekanie na wymarzony dom. Wcześniej parę lat z teściami. Długich lat. Za długich i zbyt intensywnie przeplatanych kłótniami. Ale na własny dom trzeba solidnie zapracować. I odłożyć. A potem i tak się wpakować w pętle kredytów, które będą spłacane przez kolejne dwa pokolenia. I w końcu im się udało i się przenieśli na wymarzone przedmieścia. Do domu. Do ogródka. Do miłych sąsiadów. Przenieśli się do małego raju, ale nie zapomnieli wziąć pare walizek z piekła. A jak wiadomo, ogień się szybko rozprzestrzenia.

Dom trzeba było spłacać i robił to on. Dzieci trzeba było wychowywać, a to z kolei było zadanie dla niej. Miejsca dla obojga już nie było. Kolejne kryzysu zakopywały początkową fascynację niczym odpadki z kopalni. Jednak pierwsze kilka miesięcy uniesień nie starczyło, by zrozumieć wzajemne potrzeby. Tego, że ona czasem chciałaby obejrzeć najnowszą komedię romantyczną w kinie. Tego, że brakuje jej tych kwiatów na kolejne rocznice. Tego, że już zapomniała jak to jest się przytulić do własnego męża. Męża, którego już dawno nie pochwaliła za ten drewniany domek, co zbudował dzieciom. Męża, któremu od lat nie okazała podziwu. Męża, który zapomniał widoku swojej żony w sukience i obcasach. I nawet nie musiał sobie przypominać. Ktoś inny to za niego zrobił. Tylko to już nie była jego żona.

A może i nawet lepiej, że się rozstali.

Dzieci przynajmniej mają przyszłość zapewnioną.

A on sobie życie jeszcze ułoży.

A może i nie.

Jestem też tu. 

poniedziałek, 2 lutego 2015

W końcu rata sama się nie spłaci.

źródło



Mężczyzna i kobieta weszli do sypialni. Ona szybko zasiadła przed wielkim lustrem gdzie dokonywała wieczornej toalety. On po cichu się przebierał. Ona dokładnie czesała włosy, zmywała makijaż i odkładała biżuterię do szkatułki. On składał spodnie, koszulę i rozkładał T-shirt i spodnie w których spał. Ona położyła się do łóżka i wzięła do ręki tablet. On położył się do łóżka i wziął do ręki tablet. Ona odwiedzała ulubione blogi i serwisy plotkarskie. On sprawdzał wyniki sportowe i kursy walut. W końcu rata sama się nie spłaci.

W pewnym momencie nastąpiło milczące porozumienie, oboje zgasili nocne lampki i zasnęli. W jednym łóżku. Dużym, ale wciąż jednym. Fizycznie, ich kręgosłupy dzieliło kilkanaście centymetrów. Psychicznie, to były mile. Spali obok siebie, śnili jednocześnie, wstawali o tej samej godzinie ale żyli osobno. Ona na przyzwoitym stanowisku kierownika w jednej z warszawskich korporacji. On jako uznany projektant w dobrze prosperującej firmie budowlanej. Ona zarabiała powyżej średniej krajowej. On wielokrotność pensji minimalnej. W końcu rata sama się nie spłaci. 

Dzieci mieli dwoje. Ani za małe, ani za duże. Jedno chodziło do przedszkola, drugie było uczniem drugiej klasy liceum. Nie widzieli dzieci zbyt często. Czasem pojechali do kina, ale tylko na krótko, bo praca w domu czekała. Czasem spotykali się w dużym salonie na wspólne odrabianie lekcji. Ona pomagała młodszej w języku polskim. On tłumaczył starszemu zawiłości matematyczne. Ona czasem chodziła na wywiadówki, jeśli zdążyła odpowiednie wcześnie wyjść z pracy. On nie znał ocen dzieci, bo miał wiele zleceń. W końcu rata sama się nie spłaci.

piątek, 30 stycznia 2015

Trampki na śniegu

źródło

Wyszła z domu. Na zewnątrz leżał śnieg, który na szczęście tym razem nie trafił do jej butów, ponieważ miała zimowe kozaki. Także w ręce nie było jej zimno, bo nowe rękawiczki z jednym palcem nie tylko były wyłożone ciepłym futerkiem, ale jeszcze na dodatek to był najnowszy krzyk mody. Co z tego, że z H&M i po przecenie. Takie rękawiczki się ceni i już. Przeszła obok sklepu. Po raz pierwszy od dawna nie musiała wchodzić do środka by pomagać rodzicom w pracy tylko pójść do szkoły. Do szkoły, w której nie była ładnych parę dni. Gdzie mogła odwiedzić koleżanki, których dawno nie widziała. A koleżanki, były dla niej milsze niż wcześniej. Nic w tym dziwnego. Z najnowszym plecakiem z Monster High budzi się szacunek wśród 8 latek. Potem był obiad, do którego nie usiadła głodna bo miała w plecaku parę kanapek. Z wędliną. No i mały prezent od mamy. Kinder Niespodziankę, której zabawkę wymieniła na nowy ołówek, bo Julka miała dwa takie same. Po obiedzie pani czytała listę dzieci, które pojadą na wycieczkę do ZOO. Była taka szczęśliwa, że wreszcie zobaczy prawdziwego lwa. I te śmieszne małpy co się tak głaskają po futerkach. Uśmiechnięta wychodziła ze szkoły. Żegnała się z Julką i Kasią z którą lubiła siedzieć w ławce. W końcu była jej najlepszą przyjaciółką. 

A potem się obudziła. 

Wstała z łóżka i nałożyła trampki, które szybko przemokły na śniegu. Od razu udała się do sklepu, gdzie od kilku lat pracowali jej rodzice by móc opłacić czynsz. Nie poszła do szkoły ani dziś, ani nie pójdzie jutro. Nie nałoży plecaka z Monster High, bo to zbędny wydatek dla ludzi, ledwo łączących koniec z końcem. Kanapki zje z serkiem, bo wędlina jest za droga. Julkę i Kasie spotka może wieczorem, jak dziewczynki będą wracać z ZOO. Bilet do ZOO kosztował 10 złotych. 

Tyle co kilka obiadów. Dla niej i jej kilku braci.

 Więcej - klik